Szept matki spod czarnego drzewa (Anastasiia Petrochko, Katowice, Polska)
Na Rossie, gdzie cisza z kamienia się sączy,
Gdzie wiatr wśród grobów jak wspomnienie tańczy,
Rośnie dąb czarny, o liściach jak smoła,
Tam matka wzywa – lecz nie woła z doła.
Nie ciałem przy niej, lecz cieniem się stajesz,
Gdy nocą bez księżyca tam zawędrujesz.
"Synu" – wyszepcze – "czy mnie pamiętasz?"
A echo niesie w śmierci lamentach.
To Maria – matka, co serce oddała,
Choć żyła w cieniu, to duszą wciąż trwała.
Jej syn – Józef – gdy Polska krwawiła,
Z bagnetem w dłoni o wolność walczyła.
Na Sybir wzięto ją w czas zaborczy,
Gdy carskie pięści ściskały Polskę w torczy.
Lecz wiary nie złamał ni głód, ni kajdany,
Bo matki w modlitwie są zawsze nieznane.
W sercu syna – bicie jej słowa,
„Bądź silny, lecz dobry. Ojczyzna to mowa.”
Więc walczył – pod Wilnem, krwawo,
A matka z portretu szeptała mu łzawo.
Gdy przyszła wolność – ta pierwsza, wskrzeszona,
Do grobu złożyła się cicho, zmęczona.
Lecz serce synowskie, choć w ciele z kamienia,
Spoczęło przy matce – do dziś tam się zmienia.
Bo gdzie spoczywa matka i serce Marszałka,
Tam ziemia oddycha. Tam Polska – nie białka.
Tam duch historii się snuje wśród krzyży,
I każde „zapomnij” jak bluźnierstwo bliży.
Mówią: raz w roku, gdy Dzień Matki mija,
Ziemia się trzęsie – a mgła się rozwija.
Ten, kto ją spotka, spojrzy w oczy sine,
Zobaczy Polskę, Litwę... i dziewczynę.
Dziewczynę z warkoczami z liści brzozy,
Co płacze krwią i śpiewa – bez pozy.
To córka matki, to dusza stracona,
Która o miłość walczy – szalona.
I tylko jedno ocali przechodnia:
Gdy szepnie słowa: „Pamiętam, o Pani”.
Bo kto nie pamięta – ten krzyż niesie cudzy,
I znika bez śladu... w milczącej obłudzie.
Więc jeśli trafisz na Rossę po zmroku,
Zatrzymaj serce. Nie patrz w jej oku.
Bo tam jest przeszłość. Tam groby jak księgi,
A matka – legenda – czuwa bez przysięgi.
(Głosowanie uczestników konkursu do 4 lipca, godz. 23:59 czasu litewskiego)