Mowy pogrzebowe wygłoszone Na Rossie

* O Joachimie Lelewelu (1786-1861) "Na dziwnym jesteśmy pogrzebie. Jesteśmy na jednym z tych radosnych, wyjątkowych pogrzebów, które są oznaką nie śmierci, lecz życia. Bo chociaż przed nami mogiła rozwarta, choć w niej trumna drogie szczątki kryjąca, to przecież nie znaczy to, że ktoś teraz wśród nas zmarł, ale znaczy to wszystko, że ktoś w sercach naszych żyje. Zaprawdę nie jest to zwykły pogrzeb, bo na pogrzebie oddaje się ziemi prochy kogoś, kogo się utraciło, a my na tym miejscu mamy za chwilę kogoś odzyskać. Zaprawdę nie jest to zwykły pogrzeb, bo nie jest to czyjeś w dalekie, nieznane krainy odejście, ale długo oczekiwany powrót do swoich. A swoi grzebią zmarłego nie po to, aby się z nim rozstawać na wieki, ale po to, aby tu pozostał wśród nich, by nadal zagrzewał i uczył. Bo też nie wszystkie groby milczą, są i groby takie, które najwymowniejszymi słowami najcenniejszą opowiadają naukę. Do grobów takich należą groby naszych wielkich tułaczy wygnańców. Ci ludzie z naszego pokolenia przykrzy i zrzędni, którzy są gotowi do upadłego procesować się z odzyskaną Ojczyzną o każdy artykuł ich zawodowych albo osobistych praw, o każdą złotówkę swego zarobku, ci ludzie powinni przychodzić do mogił naszych wielkich wygnańców i rozpamiętywać ich życie. Do grobów tych należy prowadzić najmłodsze pokolenie Polaków, by od tych grobów uczyły się bezinteresownie pracować dla Ojczyzny. Nad jednym z takich grobów w tej chwili stoimy. Uczy on nas, że był znakomity profesor, dla którego audytorium bywało za małe w największych salach uniwersytetu, profesor, który posiadł wielką, świetną chwałę naukową, pracując z własnej woli w warunkach, jakie byłyby nie do zniesienia dla najuboższych z jego słuchaczy. Grób ten nas uczy, że był wielki polski patriota, który całe swe życie ciężko pracował dla Ojczyzny, której imię rozsławił po świecie i który w starości uważał się za niegodnego, aby od tej Ojczyzny otrzymać łóżko w szpitalu. Dobrze, że groby takie w czasach dzisiejszych wracają z obczyzny do Polski. Groby te mówią i mówić będą. Od nas samych zależy, czy słuchać ich mowy zechcemy. Składając w imieniu Rządu Rzeczypospolitej najgłębszy hołd pamięci Joachima Lelewela, wyrażam gorące pragnienie, aby nie tylko jego śmiertelne szczątki od tej chwili po wieczne czasy pozostały wśród nas, ale ażeby wstąpił w nas i duch jego ofiarny i aby pozostał między nami na zawsze." (Sławomir Czerwiński, Minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego // https://laurahuta.blogspot.com/2012/01/prochy-joachima-lelewela-zozone-na.html)
 
* O Józefie Montwile (1850-1911) "Wyszedł o świcie oracz z łaski Bożej i rozejrzał się dokoła i zobaczył: niwa pracy społecznej była zachwaszczona i leżała odłogiem... Piętrzyły się na niej zwalone drzew konary, potrzaskane przez wicher: ludzie i instytucje. Wszystko zdawało się być gruzem. I stanął przy pługu oracz z łaski Bożej i co skibę odwrócił - wyrastało nowe życie - instytucje ś. p. Józefa Montwiłła, „pana Józefa", jak go popularnie zwano w Wilnie, bo każdy wiedział, kto to był „pan Józef" i co zdziałał. Zaś instytucje jego niosły nie tylko chleb dla głodnych, ale pracę do rąk dawały i co ważniejsza - nieciły światło w umysłach. Twórcę ich wiodła wielka siła, siła dobrej woli, o którą wolał nasz wielki Zygmunt Krasiński: ,,Wśród łask Twych, Panie, daj nam dobrą wolę". Ta dobra wola stwarzała cuda, bo za Józefem Montwiłłem szły zwarte szeregi, wpatrzonych w czyny jego niby w gwiazdę przewodnią. On uczył chcieć!..." (Aleksander Chomiński, Poseł do Rady Państwa) // Tygodnik Wileński. 1911, nr 7, s. 13-14.)
 
O Józefie Bałzukiewiczu (1867-1915) "Do mogił wielu tylu przybywa jeszcze jedna, tu, obok równie drogiej (Czurlanisa). Mogiła nad młodem a złamanem życiem. Ci, co znali ś. p. kolegę Józefa z ław szkolnych, pamiętają, jak radosny wchodził do życia, pełen wiary i zapału, wpatrzony w promienną myśl przewodnią. Sięgał po kwiaty na szczyty wysokie, by to kwiecie natchnienia w umiłowaniu wielkiem rozdawać. Zrywał się duch młody, a upadał podcięty przez nieubłagane fatum. Życie jego było jednem zmaganiem się z przeciwnikiem okrutnym, bo ukrytym - z cierpieniem. A pomimo to żadnej skargi, ani cienia żalu, goryczy... Pamiętamy i widzimy jeszcze ten uśmiech pełny dziwnej słodyczy, czujemy jeszcze ten ciepły uścisk dłoni, jaki zawsze miał dla ludzi. I tak jak w naturze nic nie ginie, tak też w świecie idealnym walory przetwarzają się tylko w nowe wartości. I tak nie zginie ta czystość zamierzeń, ten zapał, to ciepło, jakie on wkładał do pracy nad młodocianem pokoleniem, do przyjaźni braterskiej dla ludzi. Szedł środ słoty dni naszych niezłomny po drodze ku budzeniu ziemi swojej. Dzisiaj złączy się z nią na wieki. Niechże mu lekką będzie!" (Ferdynand Ruszczyc, malarz, grafik, scenograf, pedagog) // Kurjer Litewski. 1915, nr 32, s. 2)