Dziewczyna z fiołkami (Ksawery Muciński, Józefów, Polska)
Cmentarz Na Rossie budzi się najciszej w Wilnie. Zanim wzejdzie słońce, zanim ptaki zapiszą niebo śpiewem, pojawia się ona dziewczyna w szarej sukni, z koszykiem pełnym fiołków. Idzie od bramy do starej kwatery, staje przy jednym nagrobku i bez słowa układa kwiaty. Zawsze dokładnie siedem.
Mieszkańcy Wilna znają ją z opowieści, ale nikt nie wie, skąd pochodzi. Mówią, że widział ją już dziadek dziadka, gdy był chłopcem. Zawsze młoda, zawsze sama. Zawsze przy tym samym grobie. Grób jest skromny. Nazwisko zatarte, litery nieczytelne. Ale przez lata nikt nie ośmielił się postawić tam nowego krzyża. Bo mówi się, że jeśli ktoś spróbuje, umrze, zanim zakwitną fiołki.
Legendy mówią różnie. Jedni twierdzą, że była córką powstańca, którego stracono, zanim poznał własne dziecko. Inni że narzeczoną studenta, którego zesłano na Sybir i który nie wrócił, choć przysięgał. Jeszcze inni że pielęgniarką z lat wojny, co opatrywała rannych w klasztornej piwnicy i umarła z wyczerpania tuż przed końcem okupacji.
Ale najczęściej powtarzana jest inna historia. Że była dziewczyną, która pisała listy za tych, którzy już nie mieli sił. Siadała wśród grobów i notowała słowa matek, ojców, żołnierzy, dzieci i potem niosła je tym, którzy zostali. Z cmentarza do miasta, z Rossy do serc. Nie pytała o nazwiska. Pamiętała każde spojrzenie, każdy akcent. Podobno potrafiła przejść przez Wilno bez jednego pytania, wiedząc, do których drzwi zapukać. Niektórzy nie otwierali bali się złych wiadomości. Ale ci, którzy otworzyli, nigdy nie zapomnieli jej oczu.
Pisała aż do dnia, kiedy ktoś przyniósł jej serce. Prawdziwe. Zaszyte w woreczku, włożone w dłoń z rozkazem: „Zanieś je na Rossę. Ma leżeć u stóp Matki.” Zrozumiała bez słów. Przeszła przez całe Wilno nocą. Nie zatrzymała się ani razu. Położyła serce w mogile, zawinęła w chustkę fiołki, które niosła z dziecięcego ogrodu, i usiadła na ziemi. Nikt nie widział jej więcej, aż do czasu, gdy znów pojawiły się kwiaty.
Od tamtej pory, każdego roku, dokładnie 12 maja dzień śmierci Marszałka pojawia się na Rossie cicho, z koszykiem. Nigdy nie mówi. Ale ludzie mówią, że jeśli spojrzy ci w oczy, przypomnisz sobie coś, o czym nie miałeś prawa pamiętać. Jakby ktoś podłożył ci do duszy notatkę, złożoną dawno temu.
Pewien przewodnik cmentarny wspominał mężczyznę z Warszawy, który szukał grobu pradziadka. Archiwa milczały. Zrezygnowany, usiadł przy jej mogile. Po powrocie do domu, w piwnicy, znalazł metalowe pudełko z fotografią w mundurze I Brygady. Na odwrocie – numer kwatery. Ten sam.
Czasem dzieci znajdują na alejkach suche fiołki. Nienaruszone, jakby dopiero co złożone. Zawsze siedem. Kiedy pytają, kto je zostawił, dorośli mówią: „To od niej żebyśmy nie zapomnieli, komu zawdzięczamy pamięć”. Kiedyś chłopiec zapytał staruszkę: „Czy to duch?”
– Nie - odpowiedziała z czułością. Duchy chcą wracać. A ona została, bo pamięta za wszystkich.
I tak trwa. W cieniu starych drzew, pośród cichych alejek, marmuru i mchu, pojawiając się każdej wiosny i niosąc pamięć w siedmiu fiołkach. Nie chce, by zapomniano. I nie pozwoli, póki kwiaty wciąż kwitną.
Mówi się, że Rossę strzeże nie kamień, lecz pamięć a ta dziewczyna jest jej uosobieniem. Niektórzy przysięgają, że widzieli łzę na jej policzku, gdy słońce wschodziło nad Mauzoleum. Ale nikt nie ma odwagi zapytać, czy płacze za kimś… czy może za wszystkimi.
(Głosowanie uczestników konkursu do 28 czerwca, godz. 23:59 czasu litewskiego)