
9 lipca 1908 r., wczesnym rankiem, ogrodnik zatrudniony przez firmę Plebańczyk udał się na cmentarz Na Nową Rossę, by podlać kwiaty na grobach. Ku swojemu przerażeniu zauważył, że jeden z grobów został świeżo rozkopany. Natychmiast poinformowano policję. Okazało się, że naruszono miejsce pochówku samobójczyni Stanisławy Trojanówny, która została pochowana 22 czerwca tego roku. Na miejsce przybyła policja. Po otwarciu grobu ich oczom ukazał się szokujący widok: wieko trumny było połamane, nogi zmarłej wystawały na zewnątrz, a ciało było częściowo obnażone. Co zaskakujące, nie stwierdzono żadnych oznak rabunku. Wyglądało na to, że ciało zostało wyjęte z trumny, sprofanowane, a następnie w pośpiechu ponownie włożone i zasypane. Wszystko wskazywało na to, że czyn został dokonany nocą. Brat zmarłej był na cmentarzu poprzedniego dnia i nie zauważył niczego niepokojącego.
Ta niewytłumaczalna profanacja grobu wywołała ogromne poruszenie w Wilnie. Brak motywu rabunkowego sprawił, że zaczęto spekulować, czy sprawca mógł kierować się dewiacyjnymi pobudkami. Czy w mieście grasował nekrofil? Śledztwo miało to ustalić. Sędzia śledczy Kotek ponownie przeprowadził oględziny ciała oraz sekcję zwłok przy zamkniętej bramie cmentarza, która była pilnowana przez policję. Całość odbyła się w ścisłym reżimie proceduralnym. Na miejscu obecni byli trzej zastępcy prokuratora, funkcjonariusze policji, ksiądz oraz jeden ze współpracowników.
Po otwarciu trumny okazało się, że wbrew wcześniejszym doniesieniom prasowym opartym na informacjach policyjnych, nogi zmarłej nie były złamane. Kończyny dolne i górne zachowały naturalny, różowy kolor. Twarz zmarłej była czarna, co było wynikiem rozkładu ciała. Na udach zauważono ślady przypominające przycięcie kilku pasm włosów. Stwierdzono również obecność plam stearynowych. Z uwagi na podejrzenie, że wobec zwłok mogło dojść do przestępstwa, przeprowadzono sekcję. Jednak jej wyniki nie potwierdziły żadnych nieprawidłowości.
Podczas prowadzenia śledztwa, funkcjonariusz dowiedział się od okolicznych chłopców, że 23 czerwca 1908 r., dzień po pogrzebie Stanisławy Trojanówna, zauważyli oni podejrzanego mężczyznę zmierzającego na Rossę. Mężczyzna nerwowo się rozglądał i niósł coś pod pachą. Chłopcy podejrzewali, że to złodziej, który chce ukryć skradzione przedmioty, więc postanowili go śledzić. Ich przypuszczenia okazały się nietrafne. Mężczyzna wrzucił pakunek przez mur cmentarny i oddalił się. Chłopcy jednak nie odpuścili. Przeskoczyli przez mur i na terenie cmentarza znaleźli łopatę owiniętą w kawałek wiejskiego płótna. Zabrali płótno, zostawili łopatę i wrócili na miejsce obserwacji.
Po pewnym czasie ten sam mężczyzna podszedł do nich i zapytał, czy da się przejść przez ogrodzenie, bo nie chciał iść naokoło do głównej bramy. Tłumaczył, że spieszy się na pogrzeb, który go interesuje. Dzieci wskazały mu miejsce, przez które można było się przedostać, a mężczyzna przeskoczył przez ogrodzenie i już nie wrócił. Gdy małolaty zostały później skonfrontowane z zatrzymany 34-letnim Władysławem Korsakiem, bez wahania rozpoznały w nim nieznajomego z cmentarza. Początkowo Korsak wszystkiemu zaprzeczał, ale gdy chłopcy zaczęli przypominać szczegóły rozmowy, przyznał się do zarzucanego czynu.
Mężczyzna był malarzem, miał żonę i dzieci. Wziął udział w pogrzebie swojej kochanki, Trojanówny, i zachowywał się tam tak nietypowo, że wszyscy obecni zwrócili na niego uwagę. Następnego dnia przyszedł na cmentarz razem z bratem zmarłej, ale tym razem był już spokojny i opanowany. W trakcie przesłuchania Korsak zeznał, że był zakochany w Stanisławie i podejrzewał, że nie umarła, lecz zapadła w letarg i została pochowana żywcem. Ta myśl nie dawała mu spokoju, więc postanowił rozkopać grób. Dzień wcześniej pożyczył od grabarza łopatę, której później nie oddał, tłumacząc, że ją zgubił.
Gdy otworzył trumnę, zobaczył ciało ukochanej. Obciął kilka pasm jej włosów – chciał zachować je na pamiątkę. Prawdopodobnie pocałował ją, jak w bajce o Śpiącej Królewnie, choć był to chłodny, ostatni pocałunek. Później tłumaczył, że działał w stanie silnego załamania nerwowego. Sprawa zakończyła się wpłatą kaucji w wysokości 200 rubli i symbolicznym przypomnieniem, że granice żałoby potrafią być nieprzewidywalne.
(Na podstawie: Profanacji grobu, „Goniec Wileński“ 1908, nr 117; Profanacja grobu, „Goniec Wileński“ 1908, nr 119; Profanacya grobu, „Czas“ 1908, nr 161;„Przegląd poranny“ 1908, nr 194; Szczegóły profanacyi, „Dziennik Poznański“ 1908, nr 166; Echa profanacji grobu, „Kurjer Warszawski“ 1908, nr 195; Echa profanacji zwłok, „Goniec Wileński“ 1908, nr 122; „Kurjer Polski“ 1908, nr 201; Profanacja grobu, „Słowo“ 1908, nr 193).

