Poświęcamy pamięci naszych Przyjaciół – śp. Jerzemu Waldorffowi oraz członkom Komitetu, śp. Olgierdowi Korzenieckiemu, śp. Jerzemu Surwile i śp. Halinie Jotkiałło. 

 

Matka i serce syna

Po zadekretowaniu w końcu 1918 r. niepodległości Polski długo jeszcze nie było wiadomo, jakie terytorium będzie obejmowało to państwo. Przez kilka miesięcy, szczególnie na ziemiach wschodnich, trwały starcia zbrojne o wywalczenie najbardziej korzystnej dla Polaków granicy. Do dzisiaj słynne są wyczyny lwowskich Orląt czy samoobrony wileńskiej, w której ginęli młodzi ludzie pragnący, aby Lwów i Wilno należały do odrodzonego państwa polskiego. Po porażce poniesionej przez Polaków w styczniu 1919 r. sukces przyszedł na Wielkanoc tego roku, kiedy udaną odsiecz przyprowadził do miasta Marszałek Piłsudski. Gdy po krótkich walkach wojska polskie wreszcie znalazły się w Wilnie, usuwając z miasta Armię Czerwoną, przyszedł czas oddania hołdu poległym. 24 kwietnia 1919 r. z kościoła Św. Kazimierza wyruszył kondukt pogrzebowy, odprowadzający poległych na cmentarz Bohaterów Wilna. Dla tych, którzy polegli w walkach o miasto, znaleziono miejsce przed murem starego cmentarza na Rossie, po lewej stronie od głównej bramy. Do 1921 r. usypano wzdłuż niego dwa rzędy mogił, zwieńczonych prostymi drewnianymi krzyżami. Każdy z nich był zaopatrzony w obrazek święty, orła i nazwisko pochowanego, tabliczki z nazwiskami poległych znalazły się też na samym murze.

Poległych w walkach 1919, a później także 1920 r. chowano nie tylko w tym miejscu. Specjalnie wydzielony kwartał znalazł się w nowej części cmentarza, na tzw. Nowej Rossie. Pochowano tam obok siebie Polaków i Litwinów walczących ze sobą w październiku 1920 r. Nową Rossę ozdabia pomnik w kształcie kolumny z napisem "Wilno swoim obrońcom". Poświęconą w 1930 r. kolumnę wieńczyła rzeźba orła, jednak w czasie ostatniej wojny zniknął on bez śladu.

W 1926 r. w środek muru cmentarnego starej części Rossy wbudowano pomnik, zaprojektowany przez prof. Juliusza Kłosa ku czci poległych obrońców Wilna (członków samoobrony wileńskiej i żołnierzy Piłsudskiego). Odsłonięcia tego monumentu dokonano 2 listopada 1926 r. Od tamtej pory cmentarzyk wojskowy na Rossie pozostawał w niezmienionym stanie aż do chwili śmierci Józefa Piłsudskiego. Gdy to nastąpiło, w ciągu roku (do 12 maja 1936 r.) cmentarzyk przebudowano tak, aby pochować tam urnę z sercem Marszałka. Wolę złożenia swojego serca na Rossie, wśród mogił żołnierskich, Piłsudski wyraził po raz pierwszy w przemówieniu do legionistów, wygłoszonym w Wilnie w 1928 r. Stwierdził wtedy: "(...) to mówię, że miłem to być musi i gdy serce swe grobem poję, serce swe tam na Rossie kładę, by wódz spoczął z żołnierzami, co mogli tak pieścić dumnego wodza czoło, co mogli tak życie dawać jedynie dla prezentu (...)". [1]

Kolejny raz sprawę swojego przyszłego pogrzebu poruszył Marszałek w luźnej rozmowie z żoną i Aleksandrem Prystorem 9 sierpnia 1931 r. przy okazji pogrzebu rotmistrza Sławomira Czerwińskiego. Wspomniał wtedy, między innymi, że chce, aby jego serce zostało pochowane w Wilnie wśród grobów jego żołnierzy. [2]

Jednak nie te wypowiedzi zadecydowały bezpośrednio o tym, że serce Piłsudskiego znalazło się na Rossie. W tej kwestii rozstrzygała jedynie jego ostatnia wola. O jej istnieniu dowiedziano się następnego dnia po śmierci Marszałka, 13 maja 1935 r. Wtedy to wdowa po Piłsudskim przekazała jednemu z jego adiutantów kartę papieru firmowego Generalnego Inspektoratu SĄł Zbrojnych, gdzie napisano odręcznie: "Na wypadek nagłej śmierci". Tekst tej ostatniej woli był następujący: "Nie wiem czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie gdzie leżą moi żołnierze co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili. Na kamieniu czy nagrobku wyryć motto wybrane przez mnie dla życia:

Gdy mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła, niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem

A zaklinam wszystkich co mnie kochali sprowadzić zwłoki mojej matki z Sugint Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa. Matkę pochować z wojskowymi honorami ciało na lawecie i niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną tak aby szyby w Wilnie się trzęsły. Matka mnie do tej roli jaka mnie wypadła chowała. Na kamieniu czy nagrobku mamy wyryć wierzs z "Wacława" Słowackiego zaczynający się od słów:

Dumni nieszczęściem nie mogą...

Przed śmiercią Mama mi kazała to po kilka razy dla niej czytać" [3]

Żadnego innego zapisu Piłsudski nie pozostawił - testament był zbędny, gdyż nie było w zasadzie czego dzielić.

Wypełniając ostatnią wolę Marszałka 3 maja 1935 r. dokonano wyjęcia jego serca i złożenia go tymczasowo w prowizorycznej szklanej urnie. Po uroczystym pogrzebie (17-18 maja), gdy ciało Piłsudskiego spoczęło w srebrnej trumnie na Wawelu, 30 maja złożono jego serce do specjalnej srebrnej urny z napisem:"Serce Józefa Piłsudskiego. 12 maja 1935" i wizerunkiem orła. Tego samego dnia wdowa z liczną delegacją władz państwowych zawiozła urnę do Wilna. Tam została ona tymczasowo umieszczona w kościele Św. Teresy, w specjalnie przygotowanej niszy, w pierwszym filarze po prawej stronie od prezbiterium.

1 czerwca siostrzeniec Piłsudskiego, Czesław Kadenacy, razem z delegacją rządową pojechał na Litwę, aby przywieźć z Sugint ciało matki Marszałka. Trumna, którą zabrano ze sobą, była tą samą trumną, w której przewożono ciało Marszałka z Warszawy na Wawel. Sprowadzona do Wilna tak jak urna z sercem, została złożona tymczasowo w dolnej kaplicy kościoła Św. Teresy, gdzie czekała na zakończenie przebudowy cmentarza wojskowego na Rossie. [4]

Naczelny Komitet Uczczenia Pamięci Marszałka Piłsudskiego, który uznał budowę mauzoleum na Rossie za jedno ze swoich głównych zadań, postanowił powierzyć wykonanie takowego prof. Wojciechowi Jastrzębowskiemu, dawnemu legioniście. Pierwszą rzeczą, którą zaplanował architekt, było rozszerzenie terenu cmentarzyka wojskowego. Dotychczas stanowił on wąski skrawek ziemi przylegający do muru, obok którego znajdowało się ponad 160 mogił żołnierskich. Teraz miano przesunąć nieco w bok ulicę Rossa, przez co zyskiwano wolną przestrzeń w formie prostokąta o wymiarach 70 x 40 m. Mogiły żołnierzy, dotychczas zbyt ściśnięte, zostały teraz ustawione symetrycznie w pięciu rzędach, przez co w środku pod murem tworzył się wolny prostoką o wymiarach 5,5 x 8 m. W centrum tego wyłożonego granitem śląskim prostokąta, znalazł się sam grobowiec, zbudowany z betonu i wyłożony wewnątrz płytami polerowanego granitu. Grobowiec wpuszczony w ziemię miała przykrywać potężna płyta z polerowanego czarnego granitu wołyńskiego o wymiarach: 3 m długości, 1,9 m szerokości, 50 cm wysokości.

Na gładkiej powierzchni monolitu - zgodnie z ostatnią wolą Marszałka - wyryto u góry fragment z Wacława Słowackiego, pod nim umieszczono znak krzyża i duży napis: "MATKA I SERCE SYNA", na dole zaś znalazł się cytat z Beniowskiego Słowackiego. W czterech rogach prostokąta, w którym umieszczono mauzoleum, posadzono cztery sosny. Natomiast alejka prowadząca z ulicy Rossa do grobowca wysadzona została azaliami, sprowadzonymi tu z Sulejówka (przedtem z Polesia).

Od strony ulicy cmentarzyk był oddzielony prostym murem granitowym z bramką w środku, przy której umieszczono granitową kapliczkę z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej. Jej wizerunek strawestowany został przez warszawskiego rzeźbiarza Antoniego Kenara. [5] Wybór takiej formy cmentarzyka wojskowego prof. W. Jastrzębowski tłumaczył następująco: "Na tym prostym, a pelnym romantycznego uroku, półwiejskim żołnierskim cmentarzyku, na tle typowego podwileńskiego pejzażu z charakterystycznymi sylwetkami drzew, porastających pagórkowato sfałdowany najbliższy teren - wszelka architektura, każdy kształt mniej prosty, mniej elementarny, stać by się mógł pretensjonalnym drażniącym dysonansem, zakłócającym dostojną powagę tego miejsca. Jedynie zastosowanie materiału i form o najprostszym a jednakowoż potężnym wyrazie artystycznym i ideowym wydało mi się właściwe". [6] I rzeczywiście - zaproponowana przez Jastrzębowskiego forma cmentarza zdaje się być jedynym dopuszczalnym rozwiązaniem w tym otoczeniu.

Prace nad przebudową cmentarzyka i przystosowaniem do niego najbliższego otoczenia przebiegały sprawnie i bez większych problemów. Kłopot sprawiało co innego. Mimo intensywnego poszukiwania na terenie Wołynia, ciągle nie można było znaleźć odpowiedniego kamienia nadającego się do przykrycia grobowca. Głazu tego nie mogły dostarczyć ani kamieniołomy w Janowej Dolinie, ani żadne inne z dwunastu miejsc. Bezowocne poszukiwania trwały do początku 1936 r. Wtedy podczas lustracji pól Bronisławki, jednej z zagubionych na pustkowiach wsi wołyńskich w powiecie kostopolskim, znaleziono wreszcie odpowiedni materiał na płytę nagrobną. Okazało się jednak, że do wydobycia dziewiętnastotonowego kamienia brakowało odpowiedniego sprzętu. Wtedy swoją pomoc zadeklarowali miejscowi chłopi. Całkowicie bezpłatnie przygotowali specjalny kołowrót z sosnowych bali, za pomocą którego można było wyrwać z ziemi tak wielki głaz. Następną operacją było przetaczanie na okrąglakach - z powodu braku platformy o odpowiedniej nośności i braku drogi - kamienia z Bronisławki do stacji kolejowej (wąskotorowej). Operacja trwała 14 dni, w jej trakcie dla skrócenia trasy musiano wyciąć 850 m lasu na drodze do stacji. Podczas przetaczania głazu zasypano też rzeczkę płynącą zaraz za wsią. Ze stacji wąskotorówki w Moczulance przetransportowano kamień do stacji kolei normalnotorowej, stamtąd zaś już na specjalnej platformie do Warszawy, gdzie przekazano go do zakładu kamieniarskiego Bolesława Sypniewskiego, który mieścił się przy ulicy Powązkowskiej. Obróbka kamienia trwała do 28 kwietnia 1936 r., tego dnia oszlifowana płyta ważąca teraz 10 ton miała być odesłana do Wilna. Niestety, podczas wynoszenia z warszatu płyta uderzył kantem o metalową szynę, co spowodowało odłupanie z niej kawałka granitu. Oczywiście trzeba było teraz ponownie szlifować płytę, aby zliwkidować uszczernek. Dopiero więc ostatniego dnia kwietnia wyekspediowano ją do Wilna, gdzie żołnierze 3.p.a.c. i 3. pułku saperów wykonali ostatnią pracę, tzn. przykryli płytą gotowy już grobowiec. [7]

W wigilię rocznicy śmierci Marszałka, w kościele Św. Teresy ustawiono katafalk, na którym spoczęła trumna Marii z Billewiczów Piłsudskiej, a u jej stóp srebrna urna z sercem jej syna. 12 maja 1936 r. w kościele odprawiono uroczystą mszę żałobną, następnie uformowano kondukt, który przemaszerował przez ulice Wilna. Dzwony katedry i innych świątyń sygnalizowały dojście na cmentarz, gdzie złożono trumnę i urnę do grobowca. W momencie wnoszenia trumny i urny do mauzoleum nastąpiła trzyminutowa cisza, po której oddano 101 strzałów armatnich, a orkiestra odegrała hymn narodowy. Ostatecznym finałem tego uroczystego dnia była wieczorna iluminacja całego miasta.

W historii mauzoleum na Rossie ważna jest jeszcze jedna data - 18 września 1939 r., czyli moment wkroczenia Armii Czerwonej do Wilna. W tym czasie na Rossie stała jeszcze ostatnia warta przy Mauzoleum. Według opowiadań ówczesnych mieszkańców Wilna, żołnierze ci mając szansę ratowania się przez wycofanie na teren neutralnej Litwa, mimo grożącej im śmierci, postanowili pozostać na posterunku. Ostatnia warta - według relacji - zginęła od strzałów karabinu maszynowego jednego z sowieckich czołgów. To właśnie dla tych poległych żołnierzy wilnianie wykonali trzy nowe betonowe nagrobki obok kwater z 1919 i 1929 r. Na jednym z nich umieszczono napis: "Kapral Wincenty Salwiński 1914-1939", natomiast na dwóch pozostałych: "Nieznany żołnierz 1939". W trakcie walk toczonych w okolicach Rossy ucierpiały niektóre nagrobki i sama płyta grobowca. W 1944 r. przybyło wiele nowych mogił, będących wynikiem walk Armii Krajowej z okupantem o wyzwolenie Wilna. Oczywiście pozbawione były one kamiennych nagrobków, takich jak te na mogiłach ich poprzedników; były to tylko proste krzyże, które przypominały o przywiązaniu Polaków do Wilna. Po wojnie część z tych nagrobków została umyślnie zniszczona, jednak dzięki ofiarności mieszkających tam nadal Polaków, wiele z nich udało się zachować i utrwalić nazwiska poległych żołnierzy AK.

Przez wiele lat po wojnie wileńska Rossa, a szczególnie cmentarzyk wojskowy, była miejscem zakazanym. Składanie kwiatów czy zapalanie świec na tych grobach w dniach świąt narodowych czy nawet w dniu Święta Zmarłych było zagrożone represjami. Na szczęście od kilku już lat zaczyna panować tu atmosfera zdecydowanie odmienna, co pozwala miejscowym Polakom zająć się ratowaniem ginącego cmentarza. Dzięki temu miejsce to nie razi już swoi wyglądem. Co więcej, gdy przybędzie się teraz na Rossę, aby pokłonić się przed mauzoleum Marzsałka, zawsze znajdzie się tam świeże kwiaty, a nawet zapalone znicze. Fakt ten najlepiej świadczy o naszych rodakach mieszkających nadal w Wilnie. Jest też szansa, że może dzięki tym ludziom cmentarzyk na Rossie odzyska dawny wygląd.

Agnieszka Durejko

Aleksander Srebrakowski


Przypisy

1. Józef Piłsudski o sobie. Z pism, rozkazów i przemówień Komendanta, zebrał i wydał Z. Zygmuntowicz, Warszawa-Lwów 1929, s. 128.

2. Oświadczenie Aleksandra Prystora, Archiwum Akt Nowych: Akta Józefa i Aleksandry Piłsudskich, syg. 32, k.15.

3. A.L. Korwin-Sokołowski, Fragmenty wspomnień 1910-1945, Paris 1985, s. 130.

4. Ibidem, s. 135.

5. Granitowa kapliczka z Matką Boską Ostrobramską na Rossie, "Kurier Wileński", nr 124, 1936, s. 5.

6. Grobowiec na Rossie. Wywiad u prof. Jastrzębowskiego, "Gazeta Polska", 7 VII 1935; zob. też: Cmentarz żołnierza i grobowiec na Rossie, "Plastyka", nr 3/4, 1935, s. 54-57.

7. W. Wiernic, Dzieje granitowego głazu, "Gazeta Polska", 12 V 1937.


Artykuł ukazał się po raz pierwszy w czasopismie Spotkania z Zabytkami nr 3/1991

Należy do: